Nici's POV
Promienie słoneczne padały
przez zasłony na mają twarz. Otworzyłam oczy i zmarszczyłam brwi. Światło było
zbyt jasne. Zmrużyłam oczy próbując się przyzwyczaić.
Wzięłam mój telefon ze
stolika stojącego obok łóżka. Była już dziesiąta. Jęknęłam nie chcąc odpowiadać
na wszystkie pytania, jakie mi zadadzą.
Ale w końcu wywlekłam się z
łóżka i poszłam do łazienki. Wzięłam czyste ubrania i weszłam pod prysznic. Po
codziennej rutynie włożyłam rurki i zwykły szary v-neck. Żadna nowość dla
sobotniego ranka.
Wchodząc po schodach już
słyszałam Ryana i Tony’ego rozmawiających w kuchni. Westchnęłam, kiedy byłam na
górze i weszłam do kuchni.
- Dzień dobry, chłopaki. –
przywitałam ich ze słabym uśmiechem.
- Cześć. – powiedział Tony z
buzią pełną płatków.
- Cześć. Jak się czujesz? –
zapytał Ryan. Wydawał się dość zaniepokojony tym, co się stało.
- Nie wiem. –
odpowiedziałam.
- Jak to, nie wiesz? –
zapytał zdezorientowany, obserwując mnie w salonie i usiadł obok mnie na kanapie, naprzeciwko telewizora.
- Naprawdę, nie wiem. –
powiedziałam patrząc przed siebie.
- Okey. Więc powiedz mi, co się
stało. – powiedział jakby tego żądając. Obróciłam głowę, żeby na niego spojrzeć.
Z jego twarzy można wywnioskować, że był zmartwiony.
- Ehm… No wiesz, kiedy
zadzwoniłam do ciebie zanim poszłam do piekarni? – zaczęłam wyjaśniać.
- Tak. No i co z tego? –
zapytał zdezorientowany.
- Po tym, jak z tobą
rozmawiałam, poszłam do sklepu i zrobiłam zakupy. Podeszłam do samochodu od
strony pasażera, żeby odłożyć torbę. Miałam już wsiąść, ale coś mnie
zatrzymało. - Zamilkłam, żeby zobaczyć jego reakcję. Do czasu, aż Casey i Tony
dołączyli do mnie i Ryana w salonie.
- Nagle usłyszałam strzały
pistoletu niedaleko mnie i krzyk jakiegoś człowieka. – kontynuowałam.
- O cholera! – powiedział Casey.
- Ale nic ci się nie stało?
– zapytał Ryan.
- Nie, ale miałam dziwne
uczucie, że jeszcze nie wszystko jest w porządku. Potem kilku facetów ubranych
na czarno wybiegło z alejki i wskoczyło do czarnego vana.
- Zauważyli cię lub coś ci
zrobili? – wtrącił się Tony.
- Nie. Po prostu stałam tam
i patrzyłam. Byłam w szoku i szczerze nadal jestem trochę wstrząśnięta. Ale
najlepsze jeszcze przed wami. Zaczęłam wchodzić do tamtej alejki, szukając
jakiegoś ciała. Tak bardzo wydawał się być martwy. –
doszłam do fragmentu historii, o który mi chodziło wcześniej.
- Ty, co? – wrzasnął Ryan
przez co wzdrygnęłam się. Byłam zaskoczona jego wybuchem.
– Sorka – przeprosił,
kiedy zauważył moją reakcję.
- Co wtedy zrobiłaś? –
spytał Casey.
- Uklęknęłam i szturchnęłam
go, żeby zobaczyć czy w ogóle reaguje. – powiedziałam.
- Hahaha szturchnęłaś go?
Typowa Niki Orton! – zaczął śmiać się Tony. Casey trącił go łokciem. Opanował
swój śmiech i umilkł.
- Potem odwrócił się na
plecy i jęknął. Zauważyłam, że jego koszula była cała we krwi, a on sam był ranny. Zapytałam się, jak się nazywa, ale nie odpowiadał mi. Pomyślałam,
że to zignoruje i po prostu mu pomogę. – Myślałam, że to już będzie koniec
pytań, ale się myliłam.
- Ale to nie wyjaśnia
dlaczego miałaś na sobie koszulkę, która zupełnie nie należała do ciebie. –
powiedział Casey patrząc na mnie z nastawieniem. Nieśmiało spojrzałam na moje
ręce leżące na kolanach.
- Zdjęłam swoją koszulkę,
żeby nakryć mu ranę. – prawie szeptałam – I wtedy przyszedł jego przyjaciel i
dał mi tą koszulkę. – skończyłam.
- Wow! To jest szalone.
Wiem, że ty jesteś szalona, ale nigdy bym nie pomyślał, że coś takiego może ci
się przydarzyć. – powiedział Ryan – Ale cieszę się, że nic ci się nie stało. –
skończył i objął mnie w uścisku.
- Grupowy przytulas! –
krzyknął Tony i on i Casey skoczyli na nas, przez co teraz leżeliśmy tak jedno na drugim.
- Zejdźcie ze mnie! –
zachichotałam.
Kocham moich chłopców!
***
Rozdział jest niestety trochę krótki i możliwe, że do końca nie zaspokoił Waszej ciekawości ( tak, mówię o Tobie Oliwia ) Ale mam nadzieję, że i tak Wam się podobał. Jeśli w ogóle ktoś to czyta, to proszę o komentarze (:
Za tydzień rozdział kolejny!
Juliet
Mi się bardzo podobał i czekam z niecierpliwością na kolejny<3
OdpowiedzUsuń