niedziela, 30 marca 2014

One. First Encounter?

Nici's POV


Był piątek i musiałam kupić parę rzeczy w RAW. Naprawdę chciałam zdobyć te nowe Nike Free Fly Knit i kilka biustonoszy sportowych. Byłam zbyt leniwa pójść na zakupy rano, więc musiałam zrobić to popołudniu.

Była piąta popołudniu, kiedy podjechałam pod sklep Nike w centrum LA. Ludzie mówili mi, żeby nie przychodzić tam zbyt późno, ale ja naprawdę lubię ten sklep, więc poszłam.

Po tym, jak zdobyłam już moje sportowe ubrania, nie zdałam sobie sprawy, że słońce już zaszło i na zewnątrz było ciemno. Naprawdę powinnam być już w domu, ale miałam jeszcze jedną rzecz do zrobienia. Chciałam kupić te przepyszne gofry i babeczki z Gourmet LA Bakery w śródmieściu, więc obrałam drogę do piekarni przez ruch uliczny w centrum miasta.


Zaparkowałam po drugiej stronie ulicy od sklepu i siedziałam w aucie dzwoniąc do Ryana. On jest moim opiekuńczym, najlepszym przyjacielem i wiedziałam, że chciałby, abym do niego zadzwoniła.

- Yo, Ryan!

- Hej, co tam?

- Chciałam ci powiedzieć, że wracam do domu. Jestem właśnie naprzeciwko piekarni. Chcesz parę gofrów albo babeczek?

- Naprawdę myślisz o kupieniu tych słodyczy. Zawsze mówisz, że powinnaś patrzeć na to, co jesz i potrzebujesz zdrowych rzeczy, a nie fast-foodów.

- Taa, wiem. Ale ja naprawdę potrzebuje słodyczy. I chce je teraz!

- Okey, uspokój się. Tak, chce babeczki, które kupiłaś ostatnim razem.

- Czy ktoś jeszcze chce kilka?

- Czekaj, spytam się ich… Tak, Casey chce to duże, czekoladowe ciastko i Shane chce stos gofrów.

- Okey, mam to. Czekaj. Przypomnę sobie. Ty chcesz babeczki, Casey chce czekoladowe ciasteczka i Shane chce gofry?

- Tak, zapamiętałaś, a ty, co bierzesz?

- Ehm… zapomniałam.

- Haha to był twój pomysł, żeby tam pójść i nie wiesz nawet, czego chcesz. Tak, to jest właśnie Niki!

- Dzięki, za przypomnienie mi czego chciałam. Może przypomni mi się jak będę w piekarni.

- Tak, może i nie zapomnij o naszym zamówieniu.

- Nie zapomnę. Na razie.

- Dzięki i pa.

Tymi słowami skończyliśmy rozmawiać. Naprawdę zapomniałam, czego chciałam. Wiedziałam tylko, że chciałam, czegoś słodkiego. Może kupię wszystko!

Wysiadłam z auta i przeszłam przez ulicy do sklepu. Weszłam do środka i od razu poczułam apetyczny zapach.

Jeśli moje usta nie byłyby zamknięte to bym się obśliniła.

- Witam panią. Jak mogę Ci pomóc? – Miło zapytała mnie kobieta w średnim wieku z ciepłym uśmiechem. Odwzajemniłam uśmiech.

- Ehm. Tak. – powiedziałam, sprawiając, że się uśmiechnęła.

- Poproszę stos naleśników i gofrów oraz jedno z tych dużych czekoladowych ciastek.


- Proszę bardzo. Czy coś jeszcze? – zapytała. Była bardzo miła, a ja czułam jakbym nurtowała ją z moim zamówieniem.

- Tak. To było tylko dla moich znajomych. Nadal nie jestem pewna, co ja chcę. Wszystko wygląda tak dobrze! – powiedziałam, kręcąc głową z frustracji.

- Może chcesz jedną z naszych nowych babeczek? Jest czekoladowa z nadzieniem z owoców leśnych. Smakują bardzo dobrze. – zaoferowała. Brzmiało to naprawdę dobrze.

- Tak, wezmę jedną i poproszę stos naleśników z czekoladowymi dropsami i stos gofrów.

- W porządku. Proszę. To będzie 35 dolarów i 89 centów. – powiedziała wręczając mi torbę. Dałam jej dwie dwudziestki.

- Ok, reszta jest dla ciebie. – powiedziałam, idąc do drzwi.

- Dziękuje! Do zobaczenia! – krzyknęła, gdy byłam już w drzwiach.

- Do widzenia! – odkrzyknęłam i podeszłam do mojego auta. Podeszłam od strony pasażera i ostrożnie położyłam torby, upewniając się, że nie spadną. Zamknęłam drzwi i chciałam podejść do drzwi kierowcy, ale coś mnie zatrzymało.

*BANG* *BANG*
Nagle usłyszałam głośne huki i głos mężczyzny krzyczącego z bólu. Stałam tam po prostu w szoku. Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszałam. Wiedziałam dokładnie, że te huki to strzały pistoletu. Nigdy nie pomyślałam, że będę tego świadkiem. Ryan miał rację. Nie powinnam być w tych częściach LA tak późno.

Znów usłyszałam męski głos krzyczący w bólu, ale tym razem nie było strzałów. Wtedy, nagle zauważyłam ludzi ubranych na czarno, wybiegających z alejki, która była trzy sklepy od mojego miejsca parkingowego. Byli w wielkim, czarnym vanie i odjechali z piskiem opon.

Ciekawość wzięła nade mną władzę i sprawnie podbiegłam do początku alejki. Na początku byłam niepewna, czy wejść do niej, ale ta osoba, która krzyczała, potrzebuje teraz pomocy. Dlatego zaczęłam biec w głąb alejki.

- Halooo! Jest tu ktoś? – krzyknęłam, przywracając samą siebie do świadomości. Może ktoś odpowie.

Nic.

- Halooo! – spróbowałam jeszcze raz, przechodząc parę metrów. Wzięłam głęboki wdech i potem zobaczyłam mężczyznę leżącego na ziemi. Jego twarz skierowana była do ściany, a do mnie odwrócony był plecami. Wydawało się jakby był martwy, bo nawet nie drgnął. Zaczęłam robić małe kroki z kierunku ciała.

Stałam teraz naprzeciwko niego. Uklęknęłam i szturchnęłam go w ramię.

-Hej! Cześć! – szepnęłam. Byłam zbyt przestraszony, żeby powiedzieć cokolwiek więcej. Znowu go szturchnęłam i w końcu zareagował. To był jęk.

Wypuściłam powietrze z płuc i westchnęłam z ulgą. Obrócił się na plecy, pokazując swoją twarz. Była mi znana, ale nie wiedziałam, kto to był. Trzymał się prawą ręką za brzuch. Koszula była przesiąknięta krwią, która była też wokół niego.

-Cholera. – szepnęłam, zakrywając usta w szoku.

Wyraz jego twarzy mówił wszystko. Cierpiał w nieznośnym bólu.

- Przepraszam. Jak masz na imię i co do jasnej cholery ci się stało!? – powiedziałam głośno, próbując zrozumieć całą tą sytuację.

- Ta wiedza jest dla mnie, a ty nigdy się nie dowiesz. – powiedział, oddychając ciężko.

On nie może nic mi powiedzieć, ale ja nie mogę go tu tak zostawić. Już bez mówienia niczego wzięłam jego dłoń odsłaniając ranę. Wyglądało to jakby został pchnięty nożem. Krwawił. Wiem, jakie to uczucie.

Wciąż nie mogę uwierzyć w to, co zrobiłam, ale wzięłam swoją koszulę i rozerwałam ją, więc była wystarczająco duża, żeby owinąć ją wokół jego ciała i powstrzymać krwawienie. Byłam teraz tylko w staniku, a on patrzył na mnie jakbym była szalona. Może byłam szalona, ale zrobiłam to. Chciałam mu pomóc, ponieważ nikt inny by tego nie zrobił.

Wyciągnęłam lewą nogą i położyłam jego głowę na moim udzie. Moja druga noga była zgięta równolegle do jego prawego ramienia. Uniosłam lekko jego ciało, aby dostać się do materiału owiniętego wokół jego brzucha i zawiązałam go nad jego raną. Skrzywił się z bólu, jak to zrobiłam.

- Przepraszam. – powiedziałam odruchowo.

- Gdzie jest twój telefon? – powiedziałam spoglądając w dół na niego.

- Ehm… - jęknął. Zdawał się być nadal w szoku. Ja tylko pomagam. Co jest takiego szokującego w tym? Okey, może to był coś nowego.

- Gdzie jest twój telefon? – zapytałam ponownie. Zaczął patrzeć na mnie i zamiast powiedzieć patrzył się na mój brzuch. Kompletne zapomniałam, że byłam bez koszulki.

- Co? Nigdy nie widziałeś dziewczyny w samym staniku? – spojrzałam na niego pytająco. Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale ostatecznie tego nie zrobił.

W tym momencie była sfrustrowana przez tego chłopaka.

- Dzwonię po policję, teraz. – powiedziałam, ale bardziej do siebie. Włożyłam dłoń do kieszeni swoich spodni. Kiedy miałam wyciągnąć telefon, zatrzymał mnie. Złapał mój nadgarstek, a ja odwróciłam głowę w jego stronę.

- Nie. – To wszystko, co powiedział. Czy naprawdę myślał, że to mnie powstrzyma?

- Nie. – powiedziałam. Wyjęłam mój telefon i odblokowałam go. Nagle wyrwał mi go z rąk i przycisnął do siebie.

- Hej! – powiedziałam głośniej. – Więc, co powinniśmy teraz zrobić, co? – rzuciłam mu w twarz.

- Nie wiem. – powiedział cicho.

- Okay, więc nie chcesz żebym zadzwoniła na policję. Dobra. Ale możemy zadzwonić do kogoś z twoich znajomych lub kogoś kogo znasz? – zasugerowałam. Miałam nadzieję, że teraz odpowie.

- Dobrze. – powiedział. Odblokował mój telefon i wpisał numer. Przyłożył go do ucha i czekał, aż ktoś odbierze.

- Hej, stary. Jestem na Broadwayu. Przyjedź i odbierz mnie. – powiedział nawet nie patrząc na mnie. – Jestem w alejce. Po prostu przyjedź i zabierz mnie. – Wciąż na mnie nie patrzył. – Nie ma znaczenia z jakiego numeru dzwonię, po prostu mnie odbierz! – Był wściekły. Rozłączył się. Podał mi telefon, a ja wzięłam go bez słowa.

Próbował wstać, ale nie udało mu się przez ból.

- Nie. Czekaj, aż twój przyjaciel przyjedzie. – powiedziałam, przytrzymując go tak, żeby nie próbował czegoś, co sprawiłoby mu większy ból. Nie narzekał i zrobił, co mu kazałam.

Nie rozmawialiśmy, tylko siedzieliśmy tam w milczeniu i czekaliśmy na jego przyjaciela. Chciałam coś do niego powiedzieć, ale jego reakcja na moją pierwszą próbę rozmowy nie była zadowalająca, więc dałam sobie spokój.

Po kilku minutach spojrzałam na niego. Wydawał się być zamyślony. Patrzył w niebo i marszczył swoje brwi i rozluźniał je po paru sekundach.

Po jakimś czasie, który wydawał się trwać dłużej niż dziesięć minut, usłyszałam kroki. Od razu odwróciłam głowę w stronę, z której pochodziły. Kroki stały się głośniejsze i wkrótce wysoki facet wyłonił się zza rogu. Podszedł do nas i zatrzymał się przede mną.

- Nareszcie! – westchnął koleś leżący na ziemi.

- Nie sądzę, że to jest dobry sposób na powitanie przyjaciela. – powiedział drugi koleś. Potem odwrócił się w moją stronę i zapytał – A kto to jest?

- Cześć, jestem Niki. – uśmiechnęłam się przyjaźnie i wyciągnęłam rękę.

- Cześć, miło Cię poznać, Niki. – Pewnie uścisnął moją dłoń.

Miał największy uśmiech, jaki widziałam na twarzy nieznajomego. Ludzie, czy oni nie widzieli wcześniej dziewczyny bez koszulki i z ładnych brzuchem?

- Chodź. Zabiorę Cię stąd. – powiedział koleś, który stał nade mną i nie podał mi swojego imienia i wziął pod ramiona kolesia, który leżał wcześniej na ziemi i podniósł go. Jęknął i skrzywił się z bólu, ale w końcu stanął na nogach.

Złapałam go od prawej strony, aby go wesprzeć, a drugi facet wziął go od lewej. Powoli i ostrożnie wyszliśmy z alejki. Podeszliśmy do auta, który był w pobliżu. Był to czarny Range Rover i jedyne auto, oprócz mojego, które stało na parkingu.

Chłopak otworzył drzwi od strony pasażera. Pomogliśmy krwawiącemu chłopakowi wsiąść do środka i zamknęliśmy za nim drzwi, po tym jak posadziliśmy go na fotelu.

- Więc… myślę, że powinnam już iść. Pa. – powiedziałam i chciałam już iść do mojego auta.

- Czekaj! – Powiedział, przez co zatrzymałam się i odwróciłam.

- Tak? – Byłam zdezorientowana. Miałam nadzieję, że nic mi nie zrobi, chociaż wiem, jak się bronić.

Otworzył bagażnik i wyciągnął białą v-neck.
- Proszę. Myślę, że tego potrzebujesz. – podał mi koszulkę. Włożyłam ją na siebie.

- Dziękuję – powiedziałam.

Naprawdę się tego nie spodziewałam.

- Dziękuję Ci za opiekę nad moim przyjacielem. Gdyby nie ty, nadal by tam leżał czekając na śmierć. – powiedział mi to prosto w twarz. Nie mogłam uwierzyć w to, co właśnie usłyszałam.

- Ugh… nie ma problemu? – powiedziałam, bardziej jakbym pytała.

- Okay… - urwał, co wzięłam jako podpowiedź.

- Myślę, że powinnam wracać do domu. Pa.

Powoli zaczęłam odchodzić.

- Pa. – Pomachał mi na pożegnanie. Podszedł do drzwi od strony kierowcy i wsiadł do auta. Patrzyłam, jak odjeżdżali. Kiedy zniknęli z zasięgu wzroku, jedyną rzeczą, o jakiej myślałam było, Co Kurwa Się Właśnie Stało?

Wsiadłam do auta i zaczęłam wracać do domu. W drodze powrotnej byłam trochę roztrzęsiona. Nadal musiałam zrozumieć, co się stało. Wydawało się to tak surrealistyczne. Widzisz to tylko w filmach i na pewno nie pomyślałabym, że mogło mi się to przydarzyć. Cóż, byłam tam, a co gdybym nie weszła w tą alejkę. Ten facet by umarł.

Po czterdziestu minutach jazdy, byłam pod domem. Wachałam się zanim wysiadłam z samochodu, ale w końcu wyszłam i otworzyłam drzwi wejściowe. Weszłam z torbami z piekarni. Światła były nadal włączone i słyszałam grający telewizor w salonie. Powoli szłam w kierunku kuchni.

Odwróciłam się w stronę salonu i zobaczyłam Ryana i Casey oglądających telewizję.

- Cześć, chłopaki! – przywitałam ich. Natychmiast wstali i podeszli do mnie.

- Cześć, gdzie byłaś? Jest dość późno, wiesz. – Ryan podszedł bliżej i uścisnął mnie.

- Przepraszam, coś mi wyskoczyło. – starałam się wytłumaczyć.

- Co to za koszulka? Wychodziłaś w innej. – powiedział Casey. Dlaczego on musi być taki wścibski?

- Ehm. Chcę iść teraz do łóżka. Jutro wszystko wyjaśnię. Oh i zrobiłam zakupy w piekarni. Tylko włóżcie je do lodówki. – powiedziałam, będąc w połowie kroku zejścia na niższy stopień. – Dobranoc! – powiedziałam, schodząc po schodach.


Byłam w moim pokój i szłam do łóżka. Zdjęłam buty i spodnie. Zostałam tylko w bieliźnie i białej v-neck. Weszłam pod kołdrę, zamknęłam oczy i pozwoliłam, aby przejął mnie sen.


***
Tak więc, oto pierwszy rozdział! 
Mam nadzieję, że Wam się podobał i zechcecie przeczytać następny. Za tydzień dodam przetłumaczony rozdział drugi. Jeśli czytacie, to proszę zostawcie komentarz (:
Juliet


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz