Nici's POV
Był piątek i musiałam kupić
parę rzeczy w RAW. Naprawdę chciałam zdobyć te nowe Nike Free Fly Knit i kilka
biustonoszy sportowych. Byłam zbyt leniwa pójść na zakupy rano, więc musiałam
zrobić to popołudniu.
Była piąta popołudniu, kiedy podjechałam
pod sklep Nike w centrum LA. Ludzie mówili mi, żeby nie przychodzić tam zbyt
późno, ale ja naprawdę lubię ten sklep, więc poszłam.
Po tym, jak zdobyłam już moje sportowe
ubrania, nie zdałam sobie sprawy, że słońce już zaszło i na zewnątrz było
ciemno. Naprawdę powinnam być już w domu, ale miałam jeszcze jedną rzecz do
zrobienia. Chciałam kupić te przepyszne gofry i babeczki z Gourmet LA Bakery w
śródmieściu, więc obrałam drogę do piekarni przez ruch uliczny w centrum
miasta.
Zaparkowałam po drugiej stronie ulicy od sklepu i siedziałam w aucie dzwoniąc do Ryana. On jest moim opiekuńczym, najlepszym przyjacielem i wiedziałam, że chciałby, abym do niego zadzwoniła.
- Yo, Ryan!
- Hej, co tam?
- Chciałam ci powiedzieć, że wracam do
domu. Jestem właśnie naprzeciwko piekarni. Chcesz parę gofrów albo babeczek?
- Naprawdę myślisz o kupieniu tych
słodyczy. Zawsze mówisz, że powinnaś patrzeć na to, co jesz i potrzebujesz
zdrowych rzeczy, a nie fast-foodów.
- Taa, wiem. Ale ja naprawdę
potrzebuje słodyczy. I chce je teraz!
- Okey, uspokój się. Tak,
chce babeczki, które kupiłaś ostatnim razem.
- Czy ktoś jeszcze chce
kilka?
- Czekaj, spytam się ich…
Tak, Casey chce to duże, czekoladowe ciastko i Shane chce stos gofrów.
- Okey, mam to. Czekaj. Przypomnę
sobie. Ty chcesz babeczki, Casey chce czekoladowe ciasteczka i Shane chce
gofry?
- Tak, zapamiętałaś, a ty,
co bierzesz?
- Ehm… zapomniałam.
- Haha to był twój pomysł,
żeby tam pójść i nie wiesz nawet, czego chcesz. Tak, to jest właśnie Niki!
- Dzięki, za przypomnienie
mi czego chciałam. Może przypomni mi się jak będę w piekarni.
- Tak, może i nie zapomnij o
naszym zamówieniu.
- Nie zapomnę. Na razie.
- Dzięki i pa.
Tymi słowami skończyliśmy
rozmawiać. Naprawdę zapomniałam, czego chciałam. Wiedziałam tylko, że chciałam,
czegoś słodkiego. Może kupię wszystko!
Wysiadłam z auta i przeszłam
przez ulicy do sklepu. Weszłam do środka i od razu poczułam apetyczny zapach.
Jeśli moje usta nie byłyby
zamknięte to bym się obśliniła.
- Witam panią. Jak mogę Ci
pomóc? – Miło zapytała mnie kobieta w średnim wieku z ciepłym uśmiechem.
Odwzajemniłam uśmiech.
- Ehm. Tak. – powiedziałam,
sprawiając, że się uśmiechnęła.
- Poproszę stos naleśników i
gofrów oraz jedno z tych dużych czekoladowych ciastek.
…
- Proszę bardzo. Czy coś
jeszcze? – zapytała. Była bardzo miła, a ja czułam jakbym nurtowała ją z moim
zamówieniem.
- Tak. To było tylko dla
moich znajomych. Nadal nie jestem pewna, co ja chcę. Wszystko wygląda tak
dobrze! – powiedziałam, kręcąc głową z frustracji.
- Może chcesz jedną z
naszych nowych babeczek? Jest czekoladowa z nadzieniem z owoców leśnych. Smakują
bardzo dobrze. – zaoferowała. Brzmiało to naprawdę dobrze.
- Tak, wezmę jedną i
poproszę stos naleśników z czekoladowymi dropsami i stos gofrów.
- W porządku. Proszę. To
będzie 35 dolarów i 89 centów. – powiedziała wręczając mi torbę. Dałam jej dwie
dwudziestki.
- Ok, reszta jest dla
ciebie. – powiedziałam, idąc do drzwi.
- Dziękuje! Do zobaczenia! –
krzyknęła, gdy byłam już w drzwiach.
- Do widzenia! – odkrzyknęłam
i podeszłam do mojego auta. Podeszłam od strony pasażera i ostrożnie położyłam
torby, upewniając się, że nie spadną. Zamknęłam drzwi i chciałam podejść do
drzwi kierowcy, ale coś mnie zatrzymało.
*BANG* *BANG*
Nagle usłyszałam głośne huki
i głos mężczyzny krzyczącego z bólu. Stałam tam po prostu w szoku. Nie mogłam
uwierzyć w to, co słyszałam. Wiedziałam dokładnie, że te huki to strzały
pistoletu. Nigdy nie pomyślałam, że będę tego świadkiem. Ryan miał rację. Nie
powinnam być w tych częściach LA tak późno.
Znów usłyszałam męski głos
krzyczący w bólu, ale tym razem nie było strzałów. Wtedy, nagle zauważyłam
ludzi ubranych na czarno, wybiegających z alejki, która była trzy sklepy od
mojego miejsca parkingowego. Byli w wielkim, czarnym vanie i odjechali z
piskiem opon.
Ciekawość wzięła nade mną
władzę i sprawnie podbiegłam do początku alejki. Na początku byłam niepewna,
czy wejść do niej, ale ta osoba, która krzyczała, potrzebuje teraz pomocy.
Dlatego zaczęłam biec w głąb alejki.
- Halooo! Jest tu ktoś? –
krzyknęłam, przywracając samą siebie do świadomości. Może ktoś odpowie.
Nic.
- Halooo! – spróbowałam jeszcze
raz, przechodząc parę metrów. Wzięłam głęboki wdech i potem zobaczyłam
mężczyznę leżącego na ziemi. Jego twarz skierowana była do ściany, a do mnie
odwrócony był plecami. Wydawało się jakby był martwy, bo nawet nie drgnął.
Zaczęłam robić małe kroki z kierunku ciała.
Stałam teraz naprzeciwko
niego. Uklęknęłam i szturchnęłam go w ramię.
-Hej! Cześć! – szepnęłam.
Byłam zbyt przestraszony, żeby powiedzieć cokolwiek więcej. Znowu go
szturchnęłam i w końcu zareagował. To był jęk.
Wypuściłam powietrze z płuc
i westchnęłam z ulgą. Obrócił się na plecy, pokazując swoją twarz. Była mi
znana, ale nie wiedziałam, kto to był. Trzymał się prawą ręką za brzuch.
Koszula była przesiąknięta krwią, która była też wokół niego.
-Cholera. – szepnęłam,
zakrywając usta w szoku.
Wyraz jego twarzy mówił
wszystko. Cierpiał w nieznośnym bólu.
- Przepraszam. Jak masz na
imię i co do jasnej cholery ci się stało!? – powiedziałam głośno, próbując
zrozumieć całą tą sytuację.
- Ta wiedza jest dla mnie, a
ty nigdy się nie dowiesz. – powiedział, oddychając ciężko.
On nie może nic mi
powiedzieć, ale ja nie mogę go tu tak zostawić. Już bez mówienia niczego
wzięłam jego dłoń odsłaniając ranę. Wyglądało to jakby został pchnięty nożem.
Krwawił. Wiem, jakie to uczucie.
Wciąż nie mogę uwierzyć w
to, co zrobiłam, ale wzięłam swoją koszulę i rozerwałam ją, więc była
wystarczająco duża, żeby owinąć ją wokół jego ciała i powstrzymać krwawienie.
Byłam teraz tylko w staniku, a on patrzył na mnie jakbym była szalona. Może
byłam szalona, ale zrobiłam to. Chciałam mu pomóc, ponieważ nikt inny by tego
nie zrobił.
Wyciągnęłam lewą nogą i
położyłam jego głowę na moim udzie. Moja druga noga była zgięta równolegle do
jego prawego ramienia. Uniosłam lekko jego ciało, aby dostać się do materiału
owiniętego wokół jego brzucha i zawiązałam go nad jego raną. Skrzywił się z
bólu, jak to zrobiłam.
- Przepraszam. –
powiedziałam odruchowo.
- Gdzie jest twój telefon? –
powiedziałam spoglądając w dół na niego.
- Ehm… - jęknął. Zdawał się
być nadal w szoku. Ja tylko pomagam. Co jest takiego szokującego w tym? Okey,
może to był coś nowego.
- Gdzie jest twój telefon? –
zapytałam ponownie. Zaczął patrzeć na mnie i zamiast powiedzieć patrzył się na
mój brzuch. Kompletne zapomniałam, że byłam bez koszulki.
- Co? Nigdy nie widziałeś
dziewczyny w samym staniku? – spojrzałam na niego pytająco. Otworzył usta, żeby
coś powiedzieć, ale ostatecznie tego nie zrobił.
W tym momencie była
sfrustrowana przez tego chłopaka.
- Dzwonię po policję, teraz.
– powiedziałam, ale bardziej do siebie. Włożyłam dłoń do kieszeni swoich spodni.
Kiedy miałam wyciągnąć telefon, zatrzymał mnie. Złapał mój nadgarstek, a ja
odwróciłam głowę w jego stronę.
- Nie. – To wszystko, co
powiedział. Czy naprawdę myślał, że to mnie powstrzyma?
- Nie. – powiedziałam.
Wyjęłam mój telefon i odblokowałam go. Nagle wyrwał mi go z rąk i przycisnął do
siebie.
- Hej! – powiedziałam głośniej.
– Więc, co powinniśmy teraz zrobić, co? – rzuciłam mu w twarz.
- Nie wiem. – powiedział
cicho.
- Okay, więc nie chcesz
żebym zadzwoniła na policję. Dobra. Ale możemy zadzwonić do kogoś z twoich
znajomych lub kogoś kogo znasz? – zasugerowałam. Miałam nadzieję, że teraz
odpowie.
- Dobrze. – powiedział.
Odblokował mój telefon i wpisał numer. Przyłożył go do ucha i czekał, aż ktoś
odbierze.
- Hej, stary. Jestem na
Broadwayu. Przyjedź i odbierz mnie. – powiedział nawet nie patrząc na mnie. –
Jestem w alejce. Po prostu przyjedź i zabierz mnie. – Wciąż na mnie nie
patrzył. – Nie ma znaczenia z jakiego numeru dzwonię, po prostu mnie odbierz! –
Był wściekły. Rozłączył się. Podał mi telefon, a ja wzięłam go bez słowa.
Próbował wstać, ale nie
udało mu się przez ból.
- Nie. Czekaj, aż twój
przyjaciel przyjedzie. – powiedziałam, przytrzymując go tak, żeby nie próbował
czegoś, co sprawiłoby mu większy ból. Nie narzekał i zrobił, co mu kazałam.
Nie rozmawialiśmy, tylko
siedzieliśmy tam w milczeniu i czekaliśmy na jego przyjaciela. Chciałam coś do
niego powiedzieć, ale jego reakcja na moją pierwszą próbę rozmowy nie była
zadowalająca, więc dałam sobie spokój.
Po kilku minutach spojrzałam
na niego. Wydawał się być zamyślony. Patrzył w niebo i marszczył swoje brwi i
rozluźniał je po paru sekundach.
Po jakimś czasie, który
wydawał się trwać dłużej niż dziesięć minut, usłyszałam kroki. Od razu
odwróciłam głowę w stronę, z której pochodziły. Kroki stały się głośniejsze i
wkrótce wysoki facet wyłonił się zza rogu. Podszedł do nas i zatrzymał się
przede mną.
- Nareszcie! – westchnął
koleś leżący na ziemi.
- Nie sądzę, że to jest
dobry sposób na powitanie przyjaciela. – powiedział drugi koleś. Potem odwrócił
się w moją stronę i zapytał – A kto to jest?
- Cześć, jestem Niki. –
uśmiechnęłam się przyjaźnie i wyciągnęłam rękę.
- Cześć, miło Cię poznać,
Niki. – Pewnie uścisnął moją dłoń.
Miał największy uśmiech,
jaki widziałam na twarzy nieznajomego. Ludzie, czy oni nie widzieli wcześniej
dziewczyny bez koszulki i z ładnych brzuchem?
- Chodź. Zabiorę Cię stąd. –
powiedział koleś, który stał nade mną i nie podał mi swojego imienia i wziął
pod ramiona kolesia, który leżał wcześniej na ziemi i podniósł go. Jęknął i
skrzywił się z bólu, ale w końcu stanął na nogach.
Złapałam go od prawej
strony, aby go wesprzeć, a drugi facet wziął go od lewej. Powoli i ostrożnie
wyszliśmy z alejki. Podeszliśmy do auta, który był w pobliżu. Był to czarny Range
Rover i jedyne auto, oprócz mojego, które stało na parkingu.
Chłopak otworzył drzwi od
strony pasażera. Pomogliśmy krwawiącemu chłopakowi wsiąść do środka i
zamknęliśmy za nim drzwi, po tym jak posadziliśmy go na fotelu.
- Więc… myślę, że powinnam
już iść. Pa. – powiedziałam i chciałam już iść do mojego auta.
- Czekaj! – Powiedział,
przez co zatrzymałam się i odwróciłam.
- Tak? – Byłam
zdezorientowana. Miałam nadzieję, że nic mi nie zrobi, chociaż wiem, jak się
bronić.
Otworzył bagażnik i
wyciągnął białą v-neck.
- Proszę. Myślę, że tego
potrzebujesz. – podał mi koszulkę. Włożyłam ją na siebie.
- Dziękuję – powiedziałam.
Naprawdę się tego nie
spodziewałam.
- Dziękuję Ci za opiekę nad
moim przyjacielem. Gdyby nie ty, nadal by tam leżał czekając na śmierć. –
powiedział mi to prosto w twarz. Nie mogłam uwierzyć w to, co właśnie
usłyszałam.
- Ugh… nie ma problemu? –
powiedziałam, bardziej jakbym pytała.
- Okay… - urwał, co wzięłam
jako podpowiedź.
- Myślę, że powinnam wracać
do domu. Pa.
Powoli zaczęłam odchodzić.
- Pa. – Pomachał mi na
pożegnanie. Podszedł do drzwi od strony kierowcy i wsiadł do auta. Patrzyłam,
jak odjeżdżali. Kiedy zniknęli z zasięgu wzroku, jedyną rzeczą, o jakiej
myślałam było, Co Kurwa Się Właśnie Stało?
Wsiadłam do auta i zaczęłam
wracać do domu. W drodze powrotnej byłam trochę roztrzęsiona. Nadal musiałam
zrozumieć, co się stało. Wydawało się to tak surrealistyczne. Widzisz to tylko
w filmach i na pewno nie pomyślałabym, że mogło mi się to przydarzyć. Cóż,
byłam tam, a co gdybym nie weszła w tą alejkę. Ten facet by umarł.
Po czterdziestu minutach
jazdy, byłam pod domem. Wachałam się zanim wysiadłam z samochodu, ale w końcu
wyszłam i otworzyłam drzwi wejściowe. Weszłam z torbami z piekarni. Światła
były nadal włączone i słyszałam grający telewizor w salonie. Powoli szłam w
kierunku kuchni.
Odwróciłam się w stronę
salonu i zobaczyłam Ryana i Casey oglądających telewizję.
- Cześć, chłopaki! – przywitałam
ich. Natychmiast wstali i podeszli do mnie.
- Cześć, gdzie byłaś? Jest
dość późno, wiesz. – Ryan podszedł bliżej i uścisnął mnie.
- Przepraszam, coś mi
wyskoczyło. – starałam się wytłumaczyć.
- Co to za koszulka?
Wychodziłaś w innej. – powiedział Casey. Dlaczego on musi być taki wścibski?
- Ehm. Chcę iść teraz do
łóżka. Jutro wszystko wyjaśnię. Oh i zrobiłam zakupy w piekarni. Tylko włóżcie
je do lodówki. – powiedziałam, będąc w połowie kroku zejścia na niższy stopień.
– Dobranoc! – powiedziałam, schodząc po schodach.
Byłam w moim pokój i szłam
do łóżka. Zdjęłam buty i spodnie. Zostałam tylko w bieliźnie i białej v-neck.
Weszłam pod kołdrę, zamknęłam oczy i pozwoliłam, aby przejął mnie sen.
***
Tak więc, oto pierwszy rozdział!
Mam nadzieję, że Wam się podobał i zechcecie przeczytać następny. Za tydzień dodam przetłumaczony rozdział drugi. Jeśli czytacie, to proszę zostawcie komentarz (:
Juliet
Juliet
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz