Nici's POV
Nie mogłam zapomnieć o tym
facecie, któremu pomogłam. Zawsze taka byłam; Zawsze pomagałam ludziom, którzy
tego potrzebowali. Nawet, jeśli tego nie chcieli. Po prostu uważałam to za mój
obowiązek, ale nie zawsze mój wysiłek był doceniany.
Byłam w liceum tylko do
pierwszego roku. Nie ukończyłam ostatniej klasy. Naukę dokończyłam z prywatnym
nauczycielem. Powodem tego było to, że gdy skończyłam osiemnaście lat zostałam
częścią WWE, przez co mój harmonogram był napięty i nie miałam czasu, aby regularnie
chodzić do szkoły. Oczywiście, nie miałam nic przeciwko.
W pewnym momencie stałam się
popularna i inni ludzie znienawidzili mnie. Byłam popularna, ponieważ byłam w
telewizji i mój brat, Randy Orton jest znaną ‘super gwiazdą’ WWE. Była sławna w
ich oczach, ale ja po prostu robiłam to, co kocham i nadal to robię: skopuje
innym tyłki, na ringu.
Wtedy ludzie odnosili się do
mnie z niechęcią i byli po prostu fałszywi. Zawsze była grupka fałszywych
dziewczyn, która się na mnie uwzięła. Myślę, że były zwyczajnie zazdrosne, bo
zawsze przebywałam w otoczeniu chłopaków i miałam z nimi dobre relacje.
W szkole przyjaźniłam się z
chłopkami. Wciąż nie potrafię dogadywać się z dziewczynami, choć mam jedną
przyjaciółkę. Jest żoną jednego z moich najlepszych przyjaciół, Mitcha. No i
oczywiście jest strasznie ładna, miła i uczciwa. Niestety po tym, jak się
pobrali przeprowadzili się do Europy.
Więc, wszystkie dziewczyny w
szkole były do bani i fałszywe, a parę z nich zachowywało się jak dziwki.
Oczywiście, były też normalne dziewczyny, i te nieśmiałe. Nie robiły mi
krzywdy, ale nie rozmawiałam z nimi i one nie odzywały się do mnie. Nie
przeszkadzało mi to.
W liceum miałam tylko
Tony’ego i Caseya, ponieważ Ryan miał prywatnego nauczyciela odkąd stał się
pełnoletni.
Wracając do mnie, pomagałam
ludziom. Początkowo tego nie zauważyłam, ale na początku pierwszej klasy
zorientowałam się, że większość chłopaków jest uwzięta na jednym chłopcu.
Rzadko go widywałam. Może nie zwracałam na niego uwagi odkąd miałam dużo rzeczy
na głowie.
Pewnego razu zauważyłam
grupkę odchodzącą od chłopaka siedzącego na zimnej podłodze, opartego o szkolne
szafki i z opuszczoną głową. Zapytałam, jak ma na imię, a on odpowiedział, że
Jason McCann.
Dla mnie, Jason był po
prostu zagubionym chłopakiem. Nie wyglądał jakoś inaczej. Miał jasne brązowe
włosy i ładne rysy twarzy. Nie był też wysoki. Był mniej więcej taki, jak ja.
Nie był też jakoś specjalnie zbudowany, miał normalną sylwetkę. Jason ubierał
się jak normalny chłopak, więc nie widziałam powodu, dla jakiego się nad nim
znęcali. Ale ilekroć go widziałam, nigdy się nie uśmiechał, ani nie wydawał się
być szczęśliwy. Okey, rozumiem, nikt nie jest szczęśliwy w szkole, no ale…
Naprawdę nie miał przyjaciół
w szkole. Zazwyczaj widziałam go samego. Kiedy był w jednej z moich klas,
siedział po prostu z tyłu i robił to co musiał. Kiedy szłam na parking, żeby
pojechać do domu, zawsze stał tam sam i czekał, aż ktoś go odbierze.
Ale pewnego dnia naprawdę
się przestraszyłam. Tego dnia coś się zmieniło.
*Flashback*
Stałam przed szkołą i
czekałam, aż przyjedzie Ryan, żeby odebrać mnie, Tony’ego i Caseya. Po szkole
wszyscy chcieliśmy pójść do Ryana pojeździć na desce w jego ogródku.
Ryan długo nie przyjeżdżał.
Musiałam skorzystać z toalety, więc wróciłam do budynku szkoły i poszłam do
łazienki. Gdy już załatwiłam, co miałam, umyłam ręce i szłam wzdłuż korytarza.
Zatrzymałam się w kroku,
ponieważ usłyszałam jakieś jęki. Zaczęłam iść w stronę miejsca skąd pochodziły.
Zatrzymałam się przed drzwiami małego schowka niedaleko szkoły.
Przystawiłam ucho do drzwi.
- No i co? Podoba ci się?
Tak kończysz, jak traktujesz nas bez szacunku. – powiedział męski głos. Później
usłyszałam odgłos kopnięć i kogoś krzyczącego z bólu. Zorientowałam się, że
właśnie ktoś został pobity. Musiałam coś zrobić.
Otworzyłam drzwi odsłaniając
najbardziej popularnego kolesia, bijącego Jasona.
- Przestań! – krzyknęłam.
Spojrzeli na mnie, wtedy Jason leżał już na podłodze.
- Czego chcesz? To nie twoja
sprawa. – splunął Tyler, najpopularniejszy chłopak w szkole.
- Zostaw go w spokoju. Po
prostu idź. Wyrządziłeś wystarczająco dużo szkód. – starałam się go uspokoić.
- Tym razem ci się udało
McCann, ale nie będzie następnego razu. – splunął na Jasona i wyszedł ze swoimi
przyjaciółmi.
Spojrzałam na Jasona. Leżał
na podłodze. Musieli pobić go bardzo mocno, ponieważ krew kapała z jego twarzy
na ziemię, a brzuch objął ramionami.
Szybko podbiegłam do niego i
uklęknęłam obok. Słyszałam jak ciężko oddychał. Dobrze, że w ogóle oddychał.
- Jason? – starałam się go
nie przestraszyć, więc szeptałam. Nic nie mówił. – Jason. – powiedziałam
normalnym tonem.
- Po prostu odejdź. – Skulił
się jeszcze bardziej. Mogłam usłyszeć ból w jego głosie.
Położyłam dłoń na jego
posiniaczonym policzku. Skrzywił się, ale nie zabrałam ręki i wytarłam krew
kciukiem.
- Jason, zabiorę cię do
szpitala. – stwierdziłam.
- Nie. – powiedział surowym
tonem.
- To nie było pytanie,
Jason. – powiedziałam z lekką stanowczością.
Położyłam ręce na jego
klatce piersiowej i spróbowałam postawić go na nogi. Skrzywił się i jęknął z
bólu. Nadal go nie puszczałam, nawet jak stał już na nogach. Ciągle go
wpierałam, ponieważ wiedziałam, jak trudno będzie mu chodzić. Miał poważne
obrażenia.
- Chodźmy stąd. –
powiedziałam. Bardzo wolno zaczęliśmy okrążać budynek. Jason nie powiedział ani
słowa. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego nie chce nic mówić. Nigdy wcześniej nie
rozmawialiśmy. Nie wiedziałam, czy mnie zna, ale myślę, że tak. Może był mną
przestraszony, albo moimi znajomymi. Nie lubię ludzi, którzy ranią innych bez
powodu.
Kiedy już ominęliśmy
budynek, byliśmy na parkingu. Nie było tam nikogo oprócz Ryana, Tony’ego i
Caseya czekających przed białym Dodge RAM. Nie zauważyli nas, ale ktoś inny
zaczął biec w naszym kierunku. Ten facet wyglądał na starszego niż ja i Jason.
Mógł mieć z dwadzieścia lat.
- O cholera! Co się kurwa
stało, Jason? – krzyknął na Jasona, nie zwracając większej uwagi na mnie.
- Znalazłam go, po tym, jak
został pobity. – powiedziałam, skupiając jego uwagę na mnie.
- Em… - jęknął. Pomyślałam,
że muszę po prostu mówić. - Wygląda na to, że Jason ma poważne obrażenia. Musi
jechać do szpitala. – Naprawdę się o niego martwiłam. Jason cały czas milczał.
Słyszałam tylko jego oddech.
- Tak. Zabierzmy go do
szpitala. – powiedział i wziął Jasona pod drugie ramię. Odwróciłam głowę i
spojrzałam na moich przyjaciół. Zauważyli nas i zaczęli do nas podchodzić.
Doszliśmy do auta i
pomogliśmy Jasonowi do niego wsiąść. Ryan i reszta podeszli do nas.
- Co się stało? – Ryan
zapytał zaniepokojony.
- Znalazłam Jasona, kiedy
był bity przez Tylera i jego przyjaciół. Musiałam coś zrobić. To wyglądało, tak
jakby nie mieli jeszcze zamiaru skończyć. – wyjaśniłam.
- To znaczy, że gdybyś tam
nie była, to zostałby pobity jeszcze gorzej?! – zapytał, ten duży facet.
- Tak myślę. – powiedziałam,
patrząc na ziemię. Czułam się beznadziejnie mówiąc to przy Jasonie. On na to w
ogóle nie zasługiwał.
- Co zamierzacie teraz
zrobić? – zapytał Tony.
- Potrzebujecie pomocy? –
wtrącił Casey.
- Dzięki, ale myślę, że
teraz zawiozę go po prostu do szpitala. – powiedział i okrążył samochód, żeby
dostać się do miejsca kierowcy.
- Czekaj! – krzyknęłam –
Mogę pojechać z wami? – powiedziałam, tak niewinnie jak to tylko możliwe.
- Em… Nie wiem, co na to
powiedzą twoi znajomi. – odpowiedział. Odwróciłam się do chłopców i wydęłam
wargi. – Mogę?
- Em. Jasne, jedź. Przekażę
twojej mamie. Zadzwoń do mnie, kiedy wrócisz. – powiedział Ryan.
- Dzięki. – lekko się
uśmiechnęłam. – Pa, chłopaki.
- Dobra, chodźmy. – powiedział
chłopak i otworzył dla mnie tylnie drzwi.
- Dziękuję. – uśmiechnęłam
się do niego. Potem wsiadłam do auta. Czekałam, aż zrobi to samo. Uruchomił
samochód i zaczął jechać do szpitala.
Wyglądało na to, że Jason
śpi, więc rozpoczęłam rozmowę z chłopakiem. – Hej, jak masz na imię? –
zapytałam. Wyglądał na miłego.
- Nazywam się, Alex, a ty? –
lekko się zaśmiał.
- Niki. A co jest takiego
zabawnego? – spytałam zdezorientowana. Jason jest ranny, a on się śmieje. To,
co się stało nie jest zabawne.
- Nie wiem. To trochę
dziwne, że ładna dziewczyna martwi się o Jasona. – powiedział patrząc na drogę.
- Okej… Nie chcę zabrzmieć
na nie miłą lub wścibską, ale kim jesteś dla Jasona? – zapytałam patrząc na
niego.
- Nie martw się. Nie jestem
szalonym porywaczem. Jestem jego starszym bratem. – powiedział patrząc na mnie
przez wsteczne lusterko.
- Rozumiem. Chciałam się
tylko upewnić. – powiedziałam z uśmiechem. Alex też się lekko uśmiechnął.
Skręcił na zakręcie i znaleźliśmy się pod szpitalem. Zaparkował auto blisko
wejścia do budynku.
Zanim Alex wyszedł z auta,
zatrzymałam go. – Czekaj, myślę, że powinniśmy przynieść Jasonowi wózek
inwalidzki. Nie wygląda na to, że jest w stanie sam się utrzymać na nogach. –
zasugerowałam.
- Tak, chyba masz rację. –
zgodził się.
Weszliśmy do budynku, a
następnie podeszliśmy do recepcji. Alex wyjaśnił, co się stało i wypełnił
jakieś papiery. Jak to zrobił, wysłano pielęgniarkę z wózkiem z nami na
zewnątrz. Alex i pielęgniarka w średnim wieku posadzili ostrożnie Jasona w
wózku i wrócili z nim do budynku. Tylko ich obserwowałam i szłam za Alexem.
Jason przez cały czas miał zamknięte oczy. Mam nadzieje, że powodem tego było
tylko zmęczenie i po prostu spał.
- Wezmę go do lekarza. Poczekajcie
tutaj. Zawołam was, jak tylko wizyty będą zaakceptowane. – poinformowała
pielęgniarka i zawiozła Jasona na ostry dyżur. Usiadłam z Alexem w poczekalni.
Nie zamieniliśmy słowa
dopóki ja się nie doważyłam.
- Alex? – przerwałam
milczenie.
- Tak? – wydawał się trochę
zaskoczony moim podejściem.
- Mogę cię o coś zapytać? –
nie byłam pewna, czy powinnam go pytać.
- Jasne. – powiedział.
- Wiesz, że Jason przechodzi
teraz przez ciężki okres w szkole? – nie chciałam używać słów „zastraszanie”
czy „pobicie”. Zanim odpowiedział, głęboko westchnął. – Nigdy nie mówi o tym,
co się dzieje w szkole. Ale czasami wraca do domu z rozciętą wargą albo z
siniakami. Kiedy pytam się, co się stało, po prostu mnie ignoruje. Wiedziałem,
że przez większość czasu pakuje się w kłopoty, ale nie wiedziałem, że może
dojść to do tego stopnia. – powiedział, pocierając twarz rękoma.
- Więc nie wiesz? –
zapytałam go.
- Co masz na myśli? –
zapytał zdezorientowany.
- Jason jest zastraszany
przez tą grupę chłopaków, którą jakowo nazywałam przyjaciółmi i czuję się teraz
beznadziejnie, że nie zrobiłam czegoś przez ten czas. - wyznałam Alexowi, który
patrzył zszokowany. Nic nie można było wyczytać z jego twarzy, tylko patrzył
się w podłogę.
- Alex? J-ja przepraszam. –
powiedziałam z żalem i naprawdę żałowałam, że wcześniej nic nie zrobiłam, żeby zatrzymać
te nękania.
W końcu Alex spojrzał w górę
i odwrócił głowę w moją stronę.
- Nie musisz przepraszać.
Myślę, że powinienem ci podziękować za to, co zrobiłaś. – powiedział. Nie
spodziewałam się tego. Myślałam, że będzie chciał mnie pobić za to czy coś, ale
nie.
Znowu zapadła cisza i
zdawało się, że oboje wolimi po prostu pomyśleć.
- Pan McCann. Teraz może pan
odwiedzić swojego brata. – pielęgniarka przywróciła nas do rzeczywistości.
- Chodź. Idziemy. - powiedział Alex, wstając z miejsca.
- Myślę, że to ty powinieneś
iść. Nie jestem pewna, co do mnie. On może nawet nie chce mnie widzieć. –
powiedziałam, a moje buty stały się teraz najbardziej interesującą rzeczą. Nie
mogłam patrzeć mu w oczy.
- Okey, idę. Ale czekaj
tutaj. I nie sądzę, żeby Jason nie chciał cię widzieć. Dopilnuję, żeby cię
zobaczył. – powiedział z ciepłym uśmiechem.
- Okey, czekam. –
westchnęłam i usiadłam na swoim miejscu, kiedy Alex wyszedł z pielęgniarką
przez podwójne drzwi.
Nie chciałam spotkać się z
Jasonem. Nigdy wcześniej nie rozmawialiśmy. Po prostu wiedziałam, że tam jest,
a kilka tygodni temu nie wiedziałam, jak ma na imię. Tylko raz usłyszałam jego
głos, wtedy jak powiedział „nie”. To było srogie „nie”. I dla tego obawiałam
się spotkania z nim. Na pewno był na mnie wściekły.
Schowałam twarz w dłoniach i
zamknęłam oczy. Chciałam, żeby to się już skończyło dla mnie i dla Jasona.
Chciałam wrócić do domu, położyć się do łóżka i spać.
Po dwudziestu minutach
poczułam, że ktoś mnie szturchnął w ramię. Spojrzałam w górę i zobaczyłam
uśmiechniętego Alexa.
- Z czego tak się cieszysz?
– zapytałam pocierając oczy ze zmęczenia.
- Z Jasonem jest wszystko
porządku, ale musi zostać z jeden albo dwa dni w szpitalu, ponieważ ma złamane
trzy żebra i lekki wstrząs mózgu. – wyjaśnił.
- O cholera! – powiedziałam
i zakryłam usta dłonią. – Dlaczego się uśmiechasz skoro jest ranny? –
powiedziałam z nastawieniem.
- Chce cię widzieć. –
powiedział Alex.
- Co? – to była jedyna rzecz
jaka przyszła mi do głowy.
- Jason chce cię widzieć. –
powtórzył.
- Tak. Słyszałam, ale
dlaczego. – nadal byłam zdezorientowana. Przykucnął przede mną.
- Powiedziałem mu o pięknej
i miłej dziewczynie, która wstawiła się za nim i czeka teraz na niego. Więc
umiera teraz z ciekawości, kto to jest. – powiedział Alex patrząc mi w oczy.
- Więc nie wie, że to ja? –
teraz to byłam zdezorientowana jak diabli.
- Nie. Nie wie, ale wie, że
ktoś mu pomógł. – powiedział wstając.
- Chodź. – gestem wskazał, żebym
poszła z nim. Wstałam niepewnie i przeszłam z Alexem przez duże drzwi na
korytarz. Zapach środka dezynfekującego trafił do mojego nosa. Wydawało się to
wszystko takie bez życia. Z każdym krokiem moje serce biło szybciej, a oddech był
cięższy, ale nie okazywałam tego przed Alexem.
Szłam tuż za nim. Zatrzymał
się przed drzwiami z numerem 126. To musi być pokój Jasona.
Alex stał patrząc na mnie.
- Na, co czekasz? –
zapytałam.
- Aż wejdziesz do pokoju. –
powiedział rzeczowo.
- Co? Nie wejdziesz ze mną?
– Bałam się spotkać się z Jasonem, sam na sam.
- Nie. – Co jest nie tak z
tym facetem? Mogę go uderzyć? Hm? Nie chciałam kłócić się z kimś, kogo dzisiaj
spotkałam. Więc posłusznie, ostrożnie i powoli nacisnęłam klamkę od drzwi. Po
cichu weszłam do pokoju.
- Jason. – szepnęłam.
- Jestem tu. – usłyszałam
głos Jasona. Weszłam trochę dalej do pokoju i zobaczyłam go leżącego na
szpitalnym łóżku. Miał szwy nad lewą brwią i rozciętą wargę. Wiedziałam, że ma
połamane żebra, ale miał koc obejmujący jego ciało.
- Cześć. - powitałam go z nieśmiałym uśmiechem i
stanęłam przed jego łóżkiem. Jason tylko na mnie patrzył. Więc zgaduję, że się
mnie nie spodziewał. Więc to znowu ja musiałam prowadzić rozmowę. - Tak mi
przykro Jason. Ja … - przerwał mi. – Nie. To nie twoja wina. – powiedział
cicho. Nawet nie patrzył na mnie. Wydawało mi się, że było mu wstyd i był sobą
rozczarowany.
- Nie jest również to twoja
wina. Nie zasługujesz na to. Czuję się okropnie, z myślą, że im na to
pozwoliłam. – powiedziałam głośniej, ale wkrótce udało mi się uspokoić. On po
prostu milczał. Nie rozumiem tego chłopaka.
- Dlaczego nie powiedziałeś
o tym swojemu bratu? - zapytałem go.
- To nie jest jego sprawa i
twoja też nie. – wow. Teraz to jest pewny siebie. - I dlaczego cię to obchodzi?
– powiedział ze złością. – Może chcesz pozbyć się wyrzutów sumienia? – splunął.
Teraz to bolało.
Milczeliśmy przez parę
chwil, dopóki się nie odezwałam.
- Ponieważ cię lubię! –
powiedziałam głośno, żeby wyraźnie usłyszał. I nawet nie dałam mu szansy odpowiedzieć,
ponieważ po tym jak powiedziałam o swoich uczuciach, wyszłam i zatrzasnęłam za
sobą drzwi.
Widziałam Alexa siedzącego w
jednym z krzeseł na korytarzu.
- Idę do domu. Pa. –
stwierdziłam i ominęłam go.
- Hej! Czekaj! Co się stało?
– powiedział, biegnąc do mnie. W końcu był obok.
- Hej, poczekaj chwilę. –
powiedział Alex, delikatnie chwytając moją rękę, żeby mnie zatrzymać.
- Co się stało? Co zrobił? –
zapytał zaniepokojony.
- Bezpośrednio, nic nie
zrobił. Po prostu zadał pytanie, ja wyznałam prawdę i wyszłam z pokoju. –
powiedziałam.
- Co powiedziałaś? – teraz
to on był jedynym zdezorientowanym.
- Nie chcę tego powtarzać,
więc może zapytaj Jasona. Muszę iść do domu. Więc… pa. – powiedziałam i wyszłam
zostawiając Alexa na korytarzu.
Nie wiem czy zapytał Jasona,
o to, co mu powiedziałam. Zgaduję, że to zrobił, ponieważ wyglądał na
zaciekawionego, kiedy wybiegłam z pokoju.
Kiedy wyszłam ze szpitala
zadzwoniłam do Ryana, żeby mnie odebrał. Po dziesięciu minutach czekania,
przyjechał i zawiózł mnie do domu.
Ryan zapytał się o stan
Jasona. Powiedziałam mu, co wiedziałam. Że miał niewielki wstrząs, trzy złamane
żebra i kilka siniaków. Nie pytał mnie o szczegóły. Zauważył, że dla mnie to
drażliwy temat.
*Flashback end*
Nie odwiedziłam Jasona w
najbliższych dniach. Miałam nadzieję, że zobaczę go w szkole w następnym
tygodniu i omówimy parę rzeczy. Ale dziwne było to, że nigdy nie wrócił. Nigdy
nie widziałam go ponownie.
***
Rozdział jest dość długi i mam nadzieję, że Wam się podoba.
Nareszcie jest jakaś wzmianka o Jasonie! Może wreszcie w następnym rozdziale dowiemy się, kto jest Jasonem obecnie. Chłopak, który został postrzelony, jego przyjaciel, czy ten, który śledzi Niki? Jestem za tym, który został ranny w pierwszym rozdziale.
+ Kilka dni temu dodałam opis ff.
A, no i Wesołych Świąt Wielkiej Nocy!
Juliet